Kategorie
Recenzje gier

Sojusz na już

Wydawnictwo Muduko ostatnimi czasy odświeża znane i lubiane karcianki jednego ze sławetnych projektantów, Reinera Knizii. Nie tak dawno mieliśmy przyjemność ogrywać Schotten Totten w postaci Sporu o Bór, Loot jako W pył zwrot, czy Ryki Afryki, którą możecie znaleźć pod wieloma innymi nazwami. Trzeba przyznać wydawnictwu i Piotrowi Sokołowskiemu, który jest odpowiedzialny za nowy wygląd gier, że robią kawał dobrej roboty. Teraz przyszła kolej na Spy, czyli po naszemu „Sojusz na już”, która wpisuje się pięknie w serię taktycznych karcianek. Przyjrzyjmy się jej bliżej.

Rozgrywka

Na środku stołu leży 12 kart misji w dwóch rzędach — 6 zwierząt i 6 podarków. Na każdej z nich umieszczacie wstępnie po jednym żetonie skrzyni. Pozostałe zaś, trafiają, podzielone równo, w ręce graczy. Są to skrzynie z podarkami, których gracze będą starali się jak najszybciej pozbyć. Poza podarkami gracze otrzymują na start 3 karty podróży.

W swojej turze gracz realizuje 3 akcje, z których jedna lub dwie są opcjonalne. Najpierw, gracz zagrywa kartę przed siebie na stół. Nie musi tego robić, chyba że ma 3 karty na ręce. Następnie, również opcjonalnie, może wyruszyć w podróż, czyli przekazać podarki innemu władcy — o tym za chwilę. Jako ostatnią czynność, dobiera kartę.

Wyruszanie w podróż jest de facto istotą tej gry, ponieważ pozwala składać podarki. Aby to zrobić, należy wybrać kartę docelową: władcę lub typ podarku, jaki go satysfakcjonuje. Następnie, odrzucić ze stołu przed sobą lub z ręki karty z symbolem tegoż władcy albo podarku. Wtedy, możemy dołożyć ze swojej puli podarki na wybraną kartę w taki sposób, aby po dołożeniu było na niej tyle podarków, ile kart odrzuciliśmy.

Gracz, który jako pierwszy pozbędzie się wszystkich żetonów podarków, wygrywa grę.

Wrażenia

Sojusz na już to gra, która ma w sobie tego ducha Reinera Knizii, choć bliżej jej raczej do Lata z komarami niż do Sporu o bór. W zasadzie jest to lekka gra, która polega na kolekcjonowaniu kart, celem zebrania ich odpowiedniej ilości, aby móc „wyruszyć w podróż”. Czyli pozbyć się żetonów.

Przez to, że gracze mają jedynie 3 karty na ręce, a resztę przed sobą, jest niemal jawne, co zamierzają. Warto się trochę pogimnastykować starając się ukryć swój plan, zwłaszcza próbując zebrać większą ilość danego podarku bądź symbolu władcy. Inni gracze, widząc nasze starania, mogą składać mniejsze ilości podarków, żeby zmniejszyć nasz zysk. W zależności od graczy więc Sojusz na już może być bardzo złośliwą grą.

Losowość w Sojuszu może uwierać, bo de facto brakuje mechanizmów radzenia sobie z nią. Dobieramy karty ze stosu w ciemno i jedyne co możemy zdziałać, to próbować liczyć karty. Znając ich rozkład i wiedząc, że każdy symbol pojawia się 18 razy, można próbować obliczyć, jakie są szanse, że uda się zgromadzić większą ilość kart, żeby pozbyć się podarków. Takie rozrachunki dla 12 symboli mogą jednak przysporzyć bólu głowy. 😀

Co do składu osobowego, to dobrze grało nam się we 3 oraz 4 osoby. We 2 było ok, ale było wrażenie, jakby czegoś jednak brakowało w grze. Udało nam się parokrotnie zaciągnąć naszego syna do rozgrywki i możemy dzięki temu stwierdzić, że spokojnie możecie grać już z 8-9-letnimi dziećmi.

Podsumowanie

Podsumowując, Sojusz na już to lekka gra, w której zbieracie symbole na kartach, aby przy ich użyciu pozbyć się żetonów podarków. Wyraźnie czuje się Kniziowego ducha w czasie rozgrywki, a jej trudność plasuje się gdzieś pomiędzy Latem z komarami a Sporem o bór. Przyjemna lekka karcianka. Polecamy. 🙂


Dziękujemy wydawnictwu Muduko za przekazanie egzemplarza gry do recenzji.