Kategorie
Recenzje gier Recenzje gier dla dzieci

Małe Everdell

Mieliśmy już parę razy przyjemność grać w gry, które były uproszczonymi wersjami gier zaawansowanych. Mogliście przeczytać u nas recenzję My Little Scythe albo poczuć się zachęceni do przyjrzenia się rodzinnej wersji Agricoli. Tym razem nie mniej ciekawy tytuł doczekał się wersji dla dzieci. Do rodziny znanej i lubianej gry Jamesa Wilsona dołącza Moje małe Everdell, pod którą podpisała się również Clarissa Wilson. Zobaczmy zatem, co kryje się w pudełku od wydawnictwa Rebel.

Rozgrywka

Przed rozgrywką, gracze przygotowują planszę główną, na której znajdą się zasoby oraz żetony parad. Pod planszą rozkładamy karty, które będzie można zdobyć w trakcie gry. Każdy gracz otrzymuje planszetkę domu, na której będzie mógł trzymać zasoby lub pionki przyjaciół. Na planszy głównej znajdują się pola, na których owi przyjaciele mogą zdobywać zasoby dla gracza.

Na grę składają się 4 rundy, a w każdej z nich wykonujecie 5 kroków. Najpierw rzucacie kośćmi, które wskażą, jakie zasoby można zdobyć na odpowiednich polach planszy głównej. Następnie aktywujecie karty z listkiem. Rozgrywacie kolejno swoje tury — w jednej turze wysyłacie przyjaciela na jakieś pole akcji, żeby zdobył zasoby, po czym możecie zagrać kartę. Jeżeli pod koniec tury spełniacie kryterium na żetonie parady, możecie wziąć taki żeton. Gdy każdy z Was rozegra już po 3 tury, runda się kończy, a Wasi przyjaciele wracają na Wasze planszetki domu. Następuje zmiana pierwszego gracza i kolejna runda. Po czterech gra dobiega końca.

Wrażenia

W Moim małym Everdell gracze, na przestrzeni 12 tur starają się zgromadzić jak najwięcej punktów z kart, aktywacji fioletowych kart i żetonów parad. Żeby jednak owe karty lub żetony zdobyć, muszą z pomocą meepli przyjaciół (pracowników) pozyskać zasoby potrzebne do opłacenia kosztu zagrania karty.

W porównaniu do pierwowzoru gry, uległa ona, czego można się było spodziewać, znacznemu uproszczeniu. Nie ma zarządzania kartami na ręce. Ilość akcji na planszy głównej uległa znacznemu ograniczeniu. Wyeliminowano jeden z zasobów: kamień. Wydarzenia zastąpiono paradami, które może zdobyć więcej graczy (choć każdy następny za mniej punktów). Uproszczono zarządzanie meeplami — wszyscy 3 pracownicy są dostępni od początku.

Pomimo że jest to bezsprzecznie gra dużo prostsza niż Everdell, wydaje mi się, że określenie dolnej granicy wieku na 6 lat w większości przypadków nie jest realistyczne. Karty mają de facto 4 wymiary do ogarnięcia, typ (stworzenie albo miejsce), kolor (czyli rodzaj karty, określający, w jaki sposób będzie działała), wartość (ile zdobędziemy punktów za samo posiadanie tej karty) oraz akcję (która się uruchamia, zależnie od koloru, w różnych momentach rozgrywki). Parady wymagają zbierania kart danego typu albo zestawów rodzajów. Niewielkie, ale jednak, zależności pomiędzy kartami jeszcze subtelnie podbijają poziom trudności. Graliśmy z 9-latkiem i z naszych obserwacji, dolna granica na poziomie 8-9 lat, lepiej odzwierciedlałaby możliwości dzieci do samodzielnego grania w nią. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie próbować wdrażać już młodsze dzieci, choć nie liczyłbym na spektakularne wyniki w grze bez pomocy starszych.

W Moim małym Everdell wszystko wydaje się zgrabnie dopracowane, a urok pierwowzoru sumiennie zachowany. Dziecinny, bajkowy charakter gry wsparty przez prostą, przyjemną mechanikę sprawia, że gra jest świetnym tytułem do rodzinnego grania przez dzieci i z dziećmi. Będzie to też dla początkujących graczy dobry wstęp do poważniejszych gier, dając możliwość przećwiczenia zbierania zestawów, zarządzania tableau, czy worker placementu.

Podsumowanie

Podsumowując, Moje małe Everdell jest ładną, przyjemną grą, z dobrą mechaniką, która będzie idealna do rodzinnych rozgrywek z dziećmi albo do samodzielnego grania przez dzieci minimum 8-9-letnie. Polecamy. 🙂


Dziękujemy wydawnictwu Rebel.pl za przekazanie egzemplarza gry do recenzji.