Akcja gry, która dzieje się w lochach, ponurych zamczyskach czy równie dziwnych okolicznościach, zawsze przyciąga uwagę graczy, szczególnie jeśli jest to zapowiedź przygody. Zazwyczaj wcielamy się tam w śmiałków, bohaterów pokonujących przeszkody, wrogów, wykazując się odwagą i sprytem. A co jeśli by tak zamienić się stronami i pobawić się bardziej w coś na kształt słynnego już Hotelu Transylwania? Gra Donżon od wydawnictwa Czacha Games może się tu okazać dobrym wyborem. A dlaczego? Zapraszamy na recenzję tytułu autorstwa Joachima Thome.

Gra bazuje na francuskiej serii komiksów autorstwa Joanna Stara i Lewisa Trondheima, w których parodiowane jest uniwersum Dungeon&Dragons czy też ogólnie gier RPG. Zarówno w komiksie, jak i w grze, pojawia się pierwszoplanowy bohater, którego interes wypalił i dobrze się na nim wzbogacił. A jest nim strażnik donżonu, który zwabiając na przeróżne potwory poszukiwaczy przygód, pozbywa się ich i zatrzymuje łupy. Oczywiście we wszystkim pomagają mu rozmaitej maści poczwary, które namiętnie rekrutuje do swoich lochów. Fabularnie rozgrywka w Donżon nie odbiega znacząco od łamów komiksu z wyjątkiem, że my jako gracze stajemy się stażystami u przedsiębiorczego strażnika i walczymy o stałą posadę w tym zawrotnym biznesie.
Rozgrywka
Każdy z graczy otrzymuje plan lochów, przypominających nawet solidnie urządzone komnaty, ale czego się nie robi, by przyciągnąć potworki każdego sortu. W naszym zasięgu dostępne są również dwie plansze, pierwsza z nich z konturami zamku, gdzie znajdą się karty mikstur, VIP-ów i Nosiciela Miecza Przeznaczenia oraz druga Terra Amata, skąd będziemy pozyskiwać potwory. To tez skupisko poszukiwaczy przygód oraz centrum powstawania zagrożeń. Naszym celem w grze jest jak najlepsze rozmieszczenie pięciu rodzajów (sześciu licząc potwora VIP-a) dziwadeł w dostępnych lochach takiej konfiguracji i takiej liczebności, by jak najlepiej spełnić warunki założonych na początku celów. W swojej turze możemy pobrać do 2 takich samych poczwar z bagien lub lasu i wykonać ruch dowolnymi figurami w naszym donżonie w liczbie równej łącznej ilości posiadanych potworów we właśnie dobranym kolorze. Oczywiście by nie było zbyt łatwo i przyjemnie, życie będą nam „umilać” pojawiające się zagrożenia i panoszący się poszukiwacze przygód.


Na początku tury pojawiają się nowe zagrożenia — kolejne grupy poszukiwaczy przygód ruszają w stronę naszych komnat, a my musimy mieć się na baczności. W fazie Rekrutacji wybieramy źródło nowych rekrutów — z lasu, bagien lub Czeluści Zapomnienia — i pobieramy do dwóch potworów tego samego rodzaju. Umieszczamy ich w wejściu do lochu. Liczba stworków obecnych w donżonie, tego samego typu co zrekrutowane, określa, ilu punktów ruchu otrzymujemy do wykorzystania w turze.


Niektóre potwory można odesłać do Czeluści Zapomnienia, by aktywować specjalne moce komnat — to sposób na przyzywanie VIP-ów, korzystanie z mikstur czy wsparcie Nosiciela Miecza Przeznaczenia. Z kolei po doprowadzeniu pięciu potworów do biura, gracz zyskuje dostęp do Kafelka Strażnika, który daje potężne zdolności, choć użycie ich wiąże się z karami punktowymi.


Cała zabawa polega na utrzymaniu równowagi między rozwojem lochu a odpieraniem kolejnych zagrożeń — bo kiedy poszukiwacze przygód zbyt głęboko zapuszczą się w nasze korytarze, mogą odebrać nam cenne punkty. Gra toczy się do momentu, gdy odkryta zostanie ostatnia karta Zagrożenia — wtedy podliczamy punkty za cele, układ potworów i stan lochu, by wyłonić najlepszego (czy raczej najbardziej przebiegłego) Strażnika Donżonu.
Wrażenia
Donżon w wersji gry planszowej nadal utrzymuje parodiująca konwencję gier przygodowych. Zabawne spojrzenie z perspektywy drugiej strony, czyli właśnie pozornie mrocznego i demonicznego zła pod postacią wszelkiej maści potworków, zbliża nas bardziej do urządzenia hotelu dla odmieńców wyjętego wprost z filmu animowanego.



Nie ukrywamy, iż to nas w pewnym stopniu zaskoczyło, gdyż po rozpakowaniu gry można było spodziewać się nawalanek i bijatyk, a tu świetna lekcja z zarządzania i przedsiębiorczości, bo przecież wiadomo każdy, musi podatki zapłacić.
Jak to na stażu trzeba się wykazać i porozmieszczać naszych nowo przybyłych, tak by każdy był zadowolony, a najbardziej my, spełniając cztery cele gry.


Długość rozgrywki mocno zależy do ilości graczy, gdyż w momencie braku odpowiedniej puli poczwar w ich lokacjach, odkrywane są karty zagrożenia, a ich wyczerpanie się zwiastuje koniec gry.
Ujęła nas humorystyczna kreska przeniesiona z komiksowych stron Donżonu, ale nadal dobrze trzymająca nas w przygodowym klimacie. Tłumaczenie nazw i dopasowanie imion do konkretnych monstrów wzbudziło nie raz uśmiech na twarzy, a nawet dłuższy śmiech.
Tytuł ten można śmiało zaproponować dla grających rodzin, jak i doświadczonych graczy, którzy lubią poczucie humoru w grach i zamiast toczyć srogie bitwy, może zasiąść nad lżejszym tytułem o zupełnie innej mechanice, choć nadal w podobnym klimacie.



Podsumowanie
„Donżon” to zaskakująco lekkie, a jednocześnie pomysłowe spojrzenie na świat potworów i lochów — tym razem z perspektywy tych drugich. Zamiast walki z bohaterami dostajemy grę o planowaniu, zarządzaniu i odrobinie czarnego humoru, doprawioną komiksowym stylem i masą smaczków. Idealna propozycja na rodzinny wieczór lub przerywnik między cięższymi tytułami — szczególnie dla tych, którzy lubią, gdy zło ma poczucie humoru.

Dziękujemy wydawnictwu Czacha Games za przekazanie egzemplarza gry do recenzji.

